Przykazanie miłości Boga i bliźniego, czyli dziesięć słów Boga w jednym. „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem, a bliźniego swego jak siebie samego” – to streszczenie wszystkich naszych zobowiązań wobec Boga, bliźnich oraz siebie. 

Św. Jan Ewangelista mówi, że Bóg jest Miłością; to imię Boga, a zarazem istota chrześcijańskiego przesłania. Odpowiedzią człowieka na dar miłości powinna być także miłość, która polega na wypełnianiu Jego woli – wyrażonej w przykazaniach i nauczaniu Pana Jezusa – oraz na nieustannych „konsultacjach” z Nim podczas modlitwy. Prośmy więc Boga w rozmaitych sytuacjach, aby dał nam poznać swoją wolę, czego od nas oczekuje, w jaki sposób powinniśmy postąpić. Konkretyzacja miłości dokonuje się bowiem poprzez działanie.

 

Miłość nie jest przecież wyłącznie – ani nawet przede wszystkim – uczuciem, lecz aktem woli. Nie wolno więc poprzestawać jedynie na emocjach, bo choć one też są ważne, nie stanowią pełni miłości, a co najwyżej – jej zaczyn. Apostoł Narodów przypomina: „Kto… miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne – streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego! Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa” (Rz 13,8-10). Swoim postępowaniem wobec innych ludzi mamy się przyczyniać do ich autentycznego rozwoju duchowego, moralnego, intelektualnego i fizycznego. Chodzi o ich autentyczne dobro – a nie pozorne – do którego należy dążyć w godziwy sposób, bo nawet najbardziej wzniosły cel nie uświęca niegodziwych środków. 

 

Nie jest to łatwe, bo nasze stosunki z bliźnimi nacechowane są nie tylko sympatią i aprobatą, ale również niechęcią, uprzedzeniem, antypatią i wrogością. Trzeba jednak stałej gotowości do służenia innym – także tym, których nie lubimy – niesienia im pomocy oraz wsparcia duchowego czy materialnego. A to zmusza nas m.in. do darowania urazów i doznanych krzywd. Jeśli potrafimy to uczynić – np. udzielając takiej osobie pomocy w potrzebie albo modląc się w jej intencji – to dorastamy do najtrudniejszego wymiaru miłości, czyli tego, który obejmuje także nieprzyjaciół. Ale warto, bo może to przynieść zdumiewające owoce i doprowadzić do przemiany serc. 

 

Św. Paweł dobro świadczone nieprzyjaciołom nazywa „rozżarzonym węglem”: „Jeżeli nieprzyjaciel twój cierpi głód – nakarm go. Jeżeli pragnie – napój go! Tak bowiem czyniąc, węgle żarzące zgromadzisz na jego głowę” (Rz 12,19-20). To trudna miłość, ale innej drogi nie ma: „Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1J 4,20).

 

Ilekroć targają nami wątpliwości, jak powinniśmy postąpić, aby zachować prawo miłości, przywołujmy zasadę sformułowaną przez Chrystusa: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!” (Mt 7,12). Starajmy się więc myśleć o innych tak, jak sami byśmy chcieli, aby o nas myśleli, mówmy, jak chcemy, aby i o nas mówiono, postępujmy tak, jak sami byśmy chcieli, aby i oni postępowali wobec nas. Może wtedy uda się nam przezwyciężyć pokusę do obmowy, intrygi, zawiści, zazdrości czy wyrządzenia innego zła? 

 

Benedykt XVI w encyklice „Deus caritas est” napisał m.in., że „imperatyw miłości bliźniego został wpisany w samą naturę człowieka” (31). Wynika z tego, że brak miłości jest sprzeczny z naturą człowieka i znamionuje poważną chorobę, jaką jest nienawiść.